(Nie)zła Lima – fakty i mity

Lecimy do Peru! Kiedy podjęliśmy tę decyzję w ramach naszego małżeńskiego kompromisu 😉 odpowiadającego na tradycyjne pytanie: w którą stronę 😉 od razu zaczęliśmy obmyślać trasę naszego tripa. Przystanek pierwszy: lądujemy w Limie.

Lima została założona w 1535 roku przez samego Francisco Pizarro, czyli jednego z dwóch największych konkwistadorów hiszpańskich, który dokonał podbicia imperium Inków. Początkowo miasto nazwano Miastem Królów. Obecna nazwa powstała najprawdopodobniej  z fonetycznego przekształcenia nazwy rzeki, nad którą leży, czyli Rio Rimac, a która w języku keczua oznacza mówcę.

– Hmm… to jest złodziejska stolica świata i każdy wyjeżdża podobno stamtąd okradziony – stwierdziłem sięgając pamięcią do tego, co kiedyś udało mi się przeczytać w jakiś wpisach.

– Podobno tam nie ma nic do zobaczenia, a zdjęcia w Google są jakieś takie szare i nie ma na nich nawet śladu słońca – dodała Klaudia.

– I pewnie jak każde duże miasto jest zakorkowane jak butelka champagne na sylwestra – podsumowałem.

Takie są właśnie najbardziej popularne mity o Limie, z którymi postanowiliśmy się zmierzyć już na początku naszej podróży do Ameryki Południowej.

1. Lima to stolica światowego złodziejstwa – fakt, ale…

Czytając opisy sztuczek, jakie stosują złodzieje w Limie, można dostać gęsiej skórki. Przysłowiowe dostanie w zęby, na pewno do przyjemności nie należy, ale przynajmniej jesteś świadomy, że dzieje się coś złego. Niestety wiele trików peruwiańskich rabusiów działa w taki sposób, że okradziony dopiero po pewnym czasie orientuje się, że został pozbawiony cennych rzeczy.

Niebezpieczne hotele

Spora część kradzieży odbywa się podobno w hotelach, kiedy wydaje się nam, że zostawienie najcenniejszych rzeczy w zaciszu hotelowego pokoju albo i nawet sejfu to najlepsze co możemy zrobić. Jak w wielu przypadkach wszystko zależy od szczęścia. My mieliśmy go sporo, ponieważ nocowaliśmy, korzystając z AirBnb, u wspaniałej Diany – Peruwianki z krwi i kości, która oddała nam swój pokój i gościła nas pysznymi owocami, sokami czy kawą na śniadanie. Jak się później okazało, był to pierwszy i jedyny nocleg z takimi “luksusami” podczas naszej podróży. Temat hoteli jest dla nas trudny do zweryfikowania, bo w nich nie nocowaliśmy, ale pozostawiamy Waszej uwadze.

Nieoznakowane taxi

To najbardziej niebezpieczny środek transportu w Limie. Ponoć miasto najlepiej zwiedzać pieszo lub komunikacją miejską, choć i tu trzeba być ostrożnym. Nieoznakowane, nielicencjonowane taksówki to podstawowy “chwyt marketingowy” rabusiów. Wsiadając do takiej taxi stajemy się łupem złodzieja bez odwrotu. Najczęściej nieświadomi są turyści łapiący podwózkę już na lotnisku. Po zatrzaśnięciu drzwi, nie jedziemy do docelowego miejsca, ale nagle zbaczamy z głównej drogi i zostaje nam przyłożony pistolet do głowy z hasłem: Dawaj kasę! Jeśli nie masz wystarczająco dużo gotówki zostaniesz zawieziony do najbliższego bankomatu, gdzie z pistoletem u skroni masz wybrać wszystkie dostępne środki na koncie. Internet jest pełen przykładów ludzi, którzy w obliczu przyłożonego do głowy pistoletu musieli skapitulować i oddać to, co mieli przy sobie. Podobne sytuacje potwierdzają też backpackerskie opowieści z całej Ameryki Środkowej i Południowej. O identycznej sytuacji opowiadał nam spotkany na trasie Brytyjczyk, który poznał dwie obrabowane w ten właśnie sposób Niemki. Dlatego też, aby uchronić przed niebezpiecznymi sytuacjami przybywających do Peru turystów, z lotniska do Miraflores kursują niebieskie autobusy Lima Airport Express. Przejazd w jedną stronę kosztuje 8$. To dość wygodna i co najważniejsze bezpieczna opcja. Autobusy jeżdżą co 30 lub 60 min., mają free wifi, toalety i ładowarki USB na pokładzie. Więcej informacji znajdziecie na https://www.airportexpresslima.com

Prewencja – bądź czujny i nie zwracaj na siebie uwagi

Standardowe zasady bezpieczeństwa, czyli np. money belt oraz rozłożenie pieniędzy i wszelkich kosztowności po maksymalnie dużej ilości skrytek w plecakach i ubraniach jest tutaj podstawą. Niezależnie czy jesteś w Europie, Ameryce Południowej czy Azji. Zasada jest prosta: kieszonkowcy mają zwykle tylko bardzo krótką chwilę, żeby pozbawić nas naszych skarbów – nie są więc w stanie splądrować wszystkich skrytek. Stosowanie tej zasady daje nam, chociaż drobny komfort psychiczny i powoduje, że nie boimy się iść w miasto. Warto też nie wybierać się w miejsca, które odradzają lokalni mieszkańcy i tym bardziej nie chodzić po zmroku po dzielnicy slamsów. Co ważne, nie zwracajmy na siebie uwagi potencjalnych złodziei – nie szpanujmy drogą biżuterią, markowymi zegarkami czy okularami lub drogim sprzętem fotograficznym. Lepiej ubrać się skromnie np. na sportowo, a nowiutką lustrzankę owinąć szarą taśmą dla niepoznaki.

Szczęście

Podsumowując, trudno jest powiedzieć co ma decydujące znaczenie. Czy stosowanie standardowych zasad prewencji zawsze wystarczy, czy po prostu trzeba mieć szczęście. Nam nic złego się nie stało, a dodatkowo nie czuliśmy żadnego zagrożenia. No może tylko z wyjątkiem mocno przepełnionych autobusów, gdzie trzeba mieć oczy dookoła głowy. Całe Plaza de Armas jest przepełnione policją i wozami policyjnymi, także w mieście generalnie czuliśmy się bezpiecznie. Choć na początku baliśmy się rozmawiać z lokalsami i byliśmy wobec nich nieufni, gdy nas zaczepiali, w końcu zdecydowaliśmy się otworzyć na nich i to była najlepsza decyzja. To właśnie w Limie spotkaliśmy najsympatyczniejszych i najbardziej otwartych na świat ludzi, z którymi utrzymujemy kontakt do dziś 😉

2. W Limie nie ma nic do zobaczenia – mit

Nie zatrzymujcie się w Limie, tylko ruszajcie od razu do Cuzco lub w okolice Paracas – tego rodzaju rady można znaleźć najczęściej w Internecie. Nawet sami mieszkańcy Limy darzą ją mieszanymi uczuciami – raz kochają, raz nienawidzą. Tymczasem stolica i jednocześnie największe miasto Peru kryje w sobie niesamowite skarby, które bez wątpienia są warte zobaczenia. Miasto ma co najmniej trzy oblicza: stare kolonialne centrum w okolicy Plaza de Armas, nowoczesną i bogatą dzielnicę Miraflores oraz oplatające miasto niczym pajęcza sieć slamsy, ciągnące się długimi kilometrami wzdłuż wybrzeży Pacyfiku.

W pierwszej kolejności warto udać się na główny plac Limy, Plaza de Armas, gdzie bije kolonialne serce miasta. To obowiązkowy punkt programu. Tam poczujemy unoszący się jeszcze duch Pizarra, przywołując w pamięci czasy, gdy tymi ziemiami władali konkwistadorzy. Plaza Mayor, jak niektórzy nazywają to miejsce, skupia wokół siebie wszystko, co najważniejsze dla stołecznej społeczności:

  • Pałac Gubernatora (Palacio de Gobierno), czyli siedzibę prezydenta Peru
  • Katedrę zbudowaną podobno już na zlecenie Francisco Pizzaro zaraz po założeniu miasta a później wielokrotnie przebudowywaną (ostatni raz po trzęsieniu ziemi w 1940 roku)
  • Pałac Arcybiskupi (Palacio Arzobispal)
  • Ratusz (Municipalidad) zbudowany co prawda w XX wieku, ale zwracający na siebie uwagę zdobionymi drewnianymi balkonami.

Wart uwagi jest również, stojący niedaleko ścisłego centrum Klasztor i zakon św. Franciszka. To podobno najpiękniejsza budowla sakralna całej Ameryki Południowej z niesamowitymi katakumbami liczącymi ok. 25 tys. szkieletów! Z kolei bogata dzielnica Miraflores, tętniąca życiem, pełna knajp, restauracji, bazarów i nowoczesnych hoteli oraz wieżowców jest mekką backpackerów. Położna nad wybrzeżem oferuje wspaniałe widoki na klify i chwile wytchnienia w Parku Miłości z słynną, dość ciekawą rzeźbą dwóch kochanków. Pośród luksusowych posiadłości, znajduje się tutaj niezwykłe wykopalisko archeologiczne zwane Huaca Pucllana, przypominające piramidę. Warto także odwiedzić klimatyczną dzielnicę Barranco, pełną artystycznych dusz, ulicznych artystów, malarzy i koncertów pod chmurką na tutejszym Plaza Major. A jeśli lubicie panoramy miasta, polecamy udać się na pobliskie wzgórze Cerro San Cristobal, skąd widok na stolicę Limy robi wrażenie zwłaszcza przy zachodzie słońca. Tymczasem na miłośników historii czeka w stolicy mnóstwo bogatych w ekspozycje muzeów, jak chociażby Muzeum Archeologiczne, Museo de la Nación czy słynne Museo de Oro del Peru.

3. Pogoda nie rozpieszcza mieszkańców ani turystów – fakt

Podstawowym mankamentem stolicy jest jest mikroklimat. Z tego powodu nazywana jest często “najsmutniejszym miastem świata”, jak sam określił ją Herman Melville, autor Moby Dicka. Z powodu inwersji cieplnej, Limę przez pół roku, od maja do października, spowija tzw. garúa. Czym dokładnie jest znajdziecie na wikipedii lub innych stronach opisujących zjawiska pogodowe. W skrócie to coś pomiędzy unoszącą się nad miastem gęstą wilgotną mgłą a delikatną mżawką. W efekcie granica pomiędzy zachmurzonym niebem a lekkim deszczem jest praktycznie niewidoczna, a spacerując ulicami miasta, nigdy nie można być pewnym, czy za chwilę zza chmur wyjrzy słońce, czy może spadnie na nas siarczysty deszcz. Zdjęcia miasta w tym okresie tylko potwierdzają ten klimat. Jeżeli udało Ci się uwiecznić Limę w słońcu – czuj się wyróżniony, ale jeżeli na Twoich zdjęciach jest właśnie garúa, to pamiętaj, że jest ona wpisana w obraz Limy prawie tak samo, jak Machu Picchu w krajobraz Andów.

4. Ulice Limy są zawsze zakorkowane – fakt

Czego się spodziewać po aglomeracji, w której mieszka ponad 11 milionów ludzi i po której obok samochodów, taksówek, mototaxi (coś na kształt azjatyckich tuk-tuk’ów) i regularnych autobusów miejskich kursują liczne i hałaśliwe jak pszczoły w ulu mikrobusy? Szczególnie naganiacze tych ostatnich potrafią krzykiem obwieszczającym kierunek i trasę przejazdu wprowadzić niezły chaos na każdej ulicy. W dużo większych autobusach miejskich jest spokojniej, ale o rozkładzie jazdy też właściwie można zapomnieć. Ze względu na korki zdarza się często, że parę autobusów tej samej linii jedzie jeden za drugim, po czym następuje długa przerwa. W godzinach szczytu przejazd pomiędzy Miraflores a dzielnicą historyczną trwa ponad 1 h, mimo że to tylko ok. 10 km i prosta droga. Koszt – 1,5 SOL.  

Metropolitano

W takich momentach cudownym wynalazkiem okazuje się Metropolitano, czyli coś co można śmiało nazwać autobusowym metrem. Przez środek miasta, z północy na południe, wiedzie linia autobusowa, która nie dość, że na głównych arteriach ma wydzielony pas, to niektóre jej przystanki w centrum znajdują się pod ziemią! Aby komunikacja odbywała się bezproblemowo, wydzielone pasy to nie znane nam z niektórych polskich miast buspasy tylko pasy fizycznie oddzielone od reszty ruchu solidnym i wysokim na parędziesiąt centymetrów murkiem, skutecznie zniechęcającym kierowców do wjechania na ten pas. Większy niż w przypadku standardowych autobusów koszt – 2,5 SOL  to także  gwarancja przemierzenia sporej części miasta w bardzo krótkim czasie.

 

A Wy jakie macie wspomnienia związane z Limą lub innymi ogromnymi miastami? Czy wszystko co znaleźliście w internecie przed wyjazdem okazało się prawdą, czy to były tylko mity? Podzielcie się w komentarzach Waszymi doświadczeniami.

10 Replies to “(Nie)zła Lima – fakty i mity”

  1. Dużo ciekawostek i wspaniałe zdjęcia – mimo niełatwej do fotografowania pogody 🙂 W Limie jeszcze nie byłam, ale wierzę, że wszystko przede mną!

    http://www.sylviavoyages.com

    1. Dzięki Sylvia! Faktycznie, z dobrym światłem w tej porze roku ciężko w Limie, ale warto tu spędzić kilka dni na dobry rozruch przed dalszą podróżą 😉

  2. Świetne ciekawostki i piękne miejsce

    1. Miejsce ciekawe…a pomyśleć, że to dopiero było preludium do tego, co mieliśmy zobaczyć później.

  3. Piękna fotorelacja, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że Lima jest tak interesująca, chętnie ją odwiedzę. 🙂

    1. Zachęcamy! My byliśmy pozytywnie zaskoczeni, więc dzielimy się tym z Wami 🙂

  4. Na szczęście to nie ja jestem ta Klaudia, co twierdzi że w Limie nie ma nic ciekawego do zobaczenia. Każde miasto kryje w sobie zabytki, tajemnicę. Twoje zdjęcia piękne. Dla mnie Rzym to najpiękniejsze miasto jakie do tej pory widziałam…

    1. Polecam czytać artykuły do końca i ze zrozumieniem 😉 to dość ważne 😉 A Rzym oczywiście piękny, choć wg mnie nie można go porównać z Limą, bo to zupełnie dwa różne światy.

  5. My wraz z narzeczoną poważnie rozważamy wyjazd do do Peru. Ten kierunek podróży marzy nam się od dawna. Może wstyd się przyznać, ale jeszcze nie wyjechaliśmy poza obręb naszego kontynentu. Myślę, że podróż do Peru to będzie pierwsza taka dalsza wyprawa i mam nadzieję, że to będzie cudowne doświadczenie. Do Limy pewnie też pojedziemy, aby przekonać się na własnej skórze, jak tam jest 🙂

    1. To na pewno nie wstyd — w Europie jest tyle pięknych miejsc, że życia nie starczy, żeby je wszystkie zobaczyć! Peru to może nie jest najłatwiejszy kierunek na pierwszą wyprawę poza Europę, ale jest na pewno mega ciekawą destynacją, którą polecamy całym sercem 🙂

Dodaj komentarz